Kiedy dostajesz maila od marki Jo Malone London z zaproszeniem do stolicy Wielkiej Brytanii, nie zastanawiasz się co odpowiedzieć, tylko pytasz kiedy masz się stawić na lotnisku i z podekscytowania piszczysz wniebogłosy. Mimo że bloga prowadzę już 10 lat, to takie wiadomości dalej cieszą mnie tak samo mocno. Szczególnie te od marek, które doskonale znam i których produkty stosuje na co dzień.
W zeszłym tygodniu przeżyłam jedną z najlepszych blogowych przygód jakie do tej pory mnie spotkały, a z pewnością najlepiej zorganizowaną. Jeśli jesteście ciekawi mojej relacji z #jomalonelondonschool to zerknijcie poniżej…
Jo Malone zadbał o to bym czuła się jak księżniczka! Na lotnisku czekał na mnie kierowca, który zawiózł mnie do hotelu Rosewood, mieszczącego się niedaleko Covent Garden. Hotel był absolutnie przepiękny, wykończony w dawnym angielskim stylu z dużą ilością ciemnego drewna, marmuru i złota. Kiedy wjechaliśmy na dziedziniec, moje walizki momentalnie zniknęły i trafiły do pokoju. No właśnie, sam pokój był jednym z większych hotelowych pokoi na jakie trafiłam. Oczywiście w środku czekał na mnie zestaw kosmetyków od Jo Malone i przepiękny granatowy, kaszmirowy szal na zimę.
Pierwszym punktem na moim planie dnia był brunch w hotelowej restauracji, na którym mogłam poznać resztę uczestników #jomalonelondonschool . Zjechali się oni z całego świata. Były osoby z Chin, Japonii, Tajlandii, Malezji, Rosji, Francji, USA czy Hiszpanii, a wśród nich również ja! Dumnie reprezentowałam Polskę! Podczas spotkania nie mogło zabraknąć oczywiście typowego, angielskiego śniadania, które uwielbiam!
Następnie czekała na nas pierwsza z niespodzianek. Pod hotelem pojawiły się tradycyjne, londyńskie taksówki w barwach Jo Malone, którymi mogliśmy zwiedzać najciekawsze i najbardziej interesujące nas punkty brytyjskiej stolicy.
W ten sposób odwiedziłam Pałac Buckingham, Trafalgar Square czy Tower Brigde. W każdym z tych miejsc zatrzymywaliśmy się i mieliśmy kilkanaście minut by zrobić zdjęcia i potem udawaliśmy się do kolejnego punku.
Kiedy odhaczyliśmy interesujące nas miejsce, pojechaliśmy do pop-up store Jo Malone gdzie czekały na nas automaty do gier. Każdy z nas dostał kubek z żetonami i rozpoczęła się zabawa. Czułam się jak w jakiejś nadmorskiej miejscowości, w której takich automatów nie brakuje. Jednak zamiast pluszowych miśków, do wygrania były pudełka z produktami Jo Malone 🙂 Bawiłam się jak za starych dobrych czasów 🙂
Nie mogło oczywiście zabraknąć znowu sesji z taksówkami JML przed samym pop-up store!
Zabawę kiedyś jednak trzeba było skończyć. Wsiedliśmy więc ponownie do naszych taksówek i ruszyliśmy w kierunku flagowego butiku marki mieszczącego się przy Sloane Street. Tam mogliśmy poznać pełną ofertę produktów jakie oferuje Jo Malone, w tym zapachy inspirowane herbatami z całego świata. W butiku przywitał nas główny szkoleniowec marki Chris Wyatt. Podczas rozmowy dopytywał nas czym są dla nas perfumy, jak je dobieramy i jakie zapachy najbardziej nam się podobają. Potem dzięki relaksującym masażom, mogliśmy zobaczyć jak działają kosmetyki JML i przekonać się jak pachną różne połączenia zapachowe.
No właśnie, nie wiem czy wiecie, ale Jo Malone London to marka, której zapachy można ze sobą wzajemnie łączyć a nawet jest to wskazane. Dzięki temu możemy tworzyć nieskończenie wiele kompozycji dopasowanych do naszego gustu. Dowiedziałam się też, że rozpylając perfumy na nasze nadgarstki, nie powinniśmy potem rozcierać perfum kolistymi ruchami tylko wklepywać je w skórę. Dzięki temu dłużej na niej pozostaną 🙂
Kolejnym punktem na naszej liście tego dnia był kultowy, nawiedzony przez ducha pub “Grenadier”. Nieduże, ale bardzo klimatyczne miejsce, w którym poznaliśmy jego historię. Otóż w piwnicach pubu dawniej można było grać w karty i uprawiać hazard. Bliskie sąsiedztwo koszar sprawiało, że w pubie przesiadywali sami żołnierze. Podczas jednej z rozgrywek jeden z graczy został przyłapany na oszukiwaniu. Reszta graczy tak dotkliwie go pobiła, że ten zmarł. Jego duch od tego czasu straszy gości.
Podobno przesuwające się na szafkach rzeczy to norma w tym miejscu. Jest to jeden z 10 najbardziej nawiedzonych pubów w Londynie! Turyści odwiedzając to miejsce, na pamiątkę przyczepiają na suficie banknoty z dedykacją lub podpisem. Wygląda to imponująco na żywo!
Przed wieczorną, uroczystą kolacją mieliśmy chwilę dla siebie w hotelu, by móc przygotować się na to wydarzenie. Na miejsce kolacji dotarliśmy około godziny 19.00. Na każdego z gości czekało miejsce z jego karteczką i kolejnym upominkiem od Jo Malone London. W czasie kolacji miałam okazję bliżej poznać cudowną Jenn z Malezji, z którą od razu się zakumplowałam. To niesamowita, pełna energii i uśmiechu urocza dziewczyna. Koniecznie zobaczcie jej profil na IG.
Kolejnego dnia czekały nas zajęcia w #jomalonelondonschool ! Ale przed tym postanowiliśmy zwiedzić nasz piękny hotel.
Siedziba firmy na potrzeby naszego przyjazdu zmieniła się w prawdziwą szkołę. Już na samym wejściu czekały na nas szkolne szafki ozdobione wycinkami z gazet. W mojej szafce znalazły się zdjęcia Toma Hardy’ego. Jeśli są tu jego fanki to dajcie o sobie znać w komentarzach :)!
Czas na pierwszą lekcję! Na niej uczyliśmy się jak prawidłowo pakuje się perfumy i świeczki JML oraz zdobiliśmy nasze pudełka. Każdy z nas mógł wyżyć się artystycznie. Co ciekawe zajęcia prowadziła ta sama Pani, która dzień wcześniej w butiku marki wykonywała mi masaż.
Druga lekcja była prowadzona przez Celine Roux, osobę odpowiedzalną za tworzenie wszystkich zapachów w JML. Na zajęciach uczyliśmy się rozpoznawać poszczególne zapachy. Celine opowiadała nam o pochodzeniu jej ulubionych składników, które następnie wykorzystuje przy tworzeniu kompozycji zapachowych. To była bardzo ciekawa godzina, pełna praktycznej wiedzy na temat zapachów! Czułam się jak na lekcji biologii w Hogwarcie.
Trzecia i ostatnia lekcja dotyczyła świec JML. Dowiedzieliśmy się m.in. z czego są wykonane, w jaki sposób powstają, jaką długość powinien mieć knot, w jakim miejscu powinna być umieszczona naklejka na świecy, a następnie sami mogliśmy od postaw prawidłowo ozdobić świecę, by wyglądała tak jak te w sklepach. Na tym zakończyły się zajęcia w #jomalonelondonschool , jednak nie był to koniec naszych przygód. Wieczorem czekała nas kolejna wizyta w pubie i wręczenie dyplomów oraz specjalny quiz!
Nie mogło zabraknąć pamiątkowych zdjęć z dyplomem.
Po kolacji, na której siedzieliśmy podzieleni na zespoły rozpoczął się quiz. W pięciu oddzielnych zadaniach zbieraliśmy punkty. Jedno z zadań polegało na stworzeniu z plasteliny jednej z charakterystycznych londyńskich budowli. Drugim wyzwaniem było odpowiedzenie na 15 pytań dotyczących rodziny królewskiej. W trzecim jeden z członków naszego zespołu, mierzył się w konkurencji nalewania piwa. Czwarte zadanie dotyczyło produktów JML i podania prawidłowych połączeń zapachowych w kultowych flakonach marki. Na koniec bawiliśmy się w ‘Jaka to melodia” i odgadywaliśmy kultowe brytyjskie piosenki. Mimo starań nie udało nam się wygrać.
Na zwycięzców czekała niespodzianka. Każdy z zawodników otrzymał największą ze świec JML – palącą się 220 godzin, ważącą 2.1 kg i wartą prawie 1500 zł. Dla ciekawostki – w Polsce, największa dostępna świeca JML waży 600g.
Po powrocie do hotelu musiałam odespać te intensywne dni. Kolejnego ranka większość uczestników wracała do swoich domów, ja natomiast przedłużyłam sobie pobyt w Londynie by zwiedzić go w końcu dokładniej. Niedługo na blogu pokażę Wam co udało mi się zobaczyć. Zanim to jednak nastąpi najpierw oprowadzę Was po Amsterdamie.
11 komentarzy
Ewa Macherowska
22 października 2018 at 10:54Ale Ci zazdroszczę takiego wypadu <3
joly_fh
22 października 2018 at 11:06Rewelacja! Jako perfumomaniaczka strasznie zazdroszczę!
Karolina
22 października 2018 at 17:57Wyglądałaś naprawdę świetnie! A Londyn… od zawsze uwielbiam to miejsce 🙂
Aga
22 października 2018 at 21:41Wygladalas cudownie na tle wszystkich innych „uczniow” Wszyscy super ale ty blyszczalas! Przycmilas wszystkich uroda,stylizacjami i usmiechem! Naprawde super. Gratulacje
AniaM.
23 października 2018 at 00:13Każda z Twoich stylizacji jest naprawdę piękna. Począwszy od torebek po buty… Pięknie się prezentowałaś. A uczestniczenie w tych warsztatach to naprawdę nie lada gratka. Zapachy herbaciane… to musiało być super.
Iza
23 października 2018 at 08:19Proszę powiedz, skąd ta przepiękna sukienka, którą miałaś na sobie podczas kolacji….zakochałam się w niej, pięknie wyglądałaś
Ev
23 października 2018 at 19:24Wszystkie stylizacje wspaniałe! Zdradzisz proszę skąd buty?
Roda
24 października 2018 at 14:29Piękne stylizacje, zwłaszcza te z sukienkami, których jestem zagorzałą zwolenniczką. Zdradź, proszę, skąd poszczególne elementy Twoich londyńskich stylizacji : )
Gratuluję kolejnej ciekawej przygody !
Daria
24 października 2018 at 17:05Kibicuję Ci w całej Twojej blogowej przygodzie i życzę dalszych sukcesów 🙂
Zośka
24 października 2018 at 18:20I to w tobie lubię najbardziej – jak już się za coś weźmiesz to robisz to na 300%. Widać, że ten post kosztował cię sporo pracy. Pełno pięknych zdjęć, czuję jakbym była tam razem z tobą. Pozdrawiam Zosia
ann
10 marca 2019 at 15:45a jakie ferfumy Jo mlone Ty lubisz?